Przeskocz do treści

Nieracjonalne postrzeganie rzeczywistości, czyli rozmyślanie o owczym pędzie.

16 stycznia, 2013

Nieracjonalne postrzeganie rzeczywistości, a także niezrozumiałe postawy określamy mianem błędów poznawczych. Istnieją dziesiątki nielogicznych zachowań, jakie popełniamy na co dzień. Z większości nawet nie zdajemy sobie sprawy. Dzisiaj zajmiemy się jednym z nich. Błędem poznawczym, który dotyka nas właściwie na każdy kroku. Konkretnie, tak zwanym efektem podczepienia. Nie będzie to oczywiście socjopsychologiczny wykład, a raczej zwrócenie uwagi na dość ważny problem oraz luźne rozmyślenia na jego temat.

Zanim jednak zabierzemy się za przykłady, warto choćby pobieżnie zdefiniować efekt podczepienia. Rzecz jasna istnieje wiele pochodnych i podobnych zjawisk, np. syndrom grupowego myślenia, niemniej nie będę się wgłębiał w przeróżne odnogi i dodatkowe sformułowania, za to postaram się zachować klarowność przekazu.
Może najłatwiej będzie, jeśli zacytuję wpis z Wiki: Zasada podczepienia w psychologii poznawczej mówi, że ludzie często wierzą w pewne rzeczy lub robią je jedynie dlatego, że wiele innych osób tak robi.”. Taki proces potocznie nazywamy owczym pędem, ten zwykle odnosi się do mikroekonomii oraz jest częścią żargonu giełdowego, ale sądzę, że sformułowanie jest na tyle obrazowe i plastyczne, że warto je stosować szerzej. Jako że ludzkość od początku swej historii łączyła się w grupy, myślenie w podobny sposób i dążenie do pokrewnych celów zwiększało spójność danej wspólnoty. I szanse na przeżycie. Przez tysiące lat ludzkość tworzyła coraz większe i bardziej złożone struktury: plemiona, klany czy w końcu państwa. Jednocześnie coraz większe znaczenie miała indywidualność. W nowoczesnym społeczeństwie mocno promuje się odrębność konkretnych jednostek. Szczerze mówiąc, odnoszę wrażenie, że z pozoru zróżnicowana wspólnota bardzo często podąża ślepo w jednym kierunku. Jesteśmy dumni z tego, kim się staliśmy, lecz pewnych zachowań czy przywar trudno się wyzbyć. Dalej jesteśmy w pewnym sensie zwierzętami, które w różnych sytuacjach nawet nieświadomie podążają za instynktem. Powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę, gdyż dopiero wtedy można bardziej świadomie kierować swoimi poczynaniami. Inteligencja zbiorowa czy inna świadomość roju może się sprawdzać w przypadku Tyranidów z uniwersum Warhammera, ale w przypadku ludzi takie zachowanie wygląda groteskowo.

By była jasność – bardzo ciężko obiektywnie stwierdzić, czy u konkretnej osoby albo szerzej grupy osób wystąpił efekt podczepienia, czy też zwyczajnie „przypadkowo” pogląd lub działania danego człowieka mają wiele cech wspólnych z tłumem. Być może miliony much rzeczywiście nie mogą się mylić (do tego klasycznego tekstu Łysiaka jeszcze powrócimy, ale w oryginalnym kontekście). Przypadki są różne, lecz widząc jakie rzeczy rozgrywają się na co dzień w naszym lokalnym środowisku, świecie „telewizyjnym”, bądź po prostu wpływając na głębokie wody internetu, widzi się najróżniejsze, czasem zupełnie niezrozumiałe zachowania. Ale żeby skończyć już tę teoretyczną paplaninę, postaram się „dobrać do mięska”, podać pewne przykłady i napisać w końcu, o co tu tak naprawdę chodzi. Zdaję sobie sprawę, że mogę się w niektórych przypadkach mylić, wszak nikt nie jest doskonały, jednakowoż wierzę, że po przeczytaniu tego tekstu przyznacie, że „coś jest na rzeczy”.

Tłum ujednolica jednostki w jedną, nieobliczalną masę.

Tłum ujednolica jednostki w nieobliczalną masę.

By dobrze oddać założenia całego tego rozmyślania, posłużę się analogią. Na pewno słyszeliście o czymś takim, jak dynamika tłumu. Ba, jest nawet cała gałąź nauki zajmująca się psychologią tłumu. Zarówno w przypadku tłumu, jak i opisywanego w tym tekście zjawiska, mamy do czynienia (pozwólcie, że znów użyję tego wspaniałego zwrotu) z owczym pędem. Analogia jest chyba całkiem dobra, gdyż w przypadku tłumu możemy wręcz mówić o zachowaniach stadnych bezpośrednich, a przy zasadzie podczepienia powiedziałbym, że mówi o zachowaniach stadnych pośrednich. Takie „osobistości” jak Adolf Hitler oraz Józef Stalin doskonale rozumiały jak irracjonalnie potrafią się zachowywać masy. Nie tylko zdawali sobie z tego sprawę, ale też potrafili takie zjawisko wykorzystać. W przypadku tłumu, często zacierają się indywidualne cechy, duża część uczestników zaczyna przejmować wartości zakładane przez ogół. Zaczynają się czuć częścią wspólnoty, z czym wiążą się bardzo mocne, pierwotne emocje. Także negatywne, zwykle skierowane w kierunku innej grupy/obiektu, pełne złości i pejoratywnych wiązanek. Tłumacząc kolokwialnie – w grupie „naszych” czujemy, że możemy dokopać „tamtym”, którzy najczęściej jawią się nam poprzez wizje zła wszelakiego. Teraz, gdy już uwypukliłem zagrożenia płynące z tego typu zachowań, zajmę się konkretnymi przykładami.

Tak jak wspominałem wcześniej, ciężko jest określić jednoznacznie czy dane zachowania mają znamiona błędów poznawczych, jednakże pewne przesłanki pozwalają nam dojść do tego, z czym mamy do czynienia. Najpierw zajmę się naprawdę szerokim tematem – modą. Chodzi o modę nie w znaczeniu tradycyjnym, a bardziej rozumianą szerzej, jako podążanie za pewnymi trendami, zwykle zupełnie pozbawionymi sensu. Powiedzcie, jak to jest, że ktoś ubiera się „modnie” albo „niemodnie”? Czy ktoś jest w stanie mi wyjaśnić, dlaczego jednego lata koszule w kratę są modne, natomiast w kolejnym sezonie stają się „totalnym obciachem”? Tylko mi takie zachowanie wydaje się zupełnie pozbawione sensu? Ubierać się według jakichś śmiesznych założeń, ponieważ ktoś tam na górze przeforsował to jako coś wspaniałego? Gdyby jakaś znana aktorka wlazła w psią kupę i pokazała się z tym na głośnej imprezie, też pojawiliby się naśladowcy? Albo moda na konkretne marki najróżniejszych urządzeń, moda na konkretne artykuły spożywcze? I tak dalej i tym podobne. Trudno wypatrzeć tu jakiegoś głębszego sensu. Automatycznie zastanawiając się nad celem tego wszystkiego, szukałem logicznego wyjaśnienia, nie dopuszczając w ogóle możliwości, że ludzie potrafią tak bezmyślnie podążać za nawet najdurniejszą ideą lub poglądem. Tymczasem wyjaśnienie jest prawdopodobnie jedno – właśnie zasada podczepienia.

Syndrom podczepienia nie zawiera w sobie jedynie szeroko pojętej „mody”, ale także ogół wzorowania się na innych w różnych sytuacjach. Sam pomysł na tekst wpadł mi podczas przeglądania nowej aktualizacji do „Diablo 3”. Ot, zwykła gra komputerowa, na którą czekała jednak wielomilionowa grupa fanów. Sam do nich należę. W końcu zagrałem i ukończyłem tę wyczekaną przez lata produkcję. Jak to zwykle bywa, nie do końca byłem zadowolony. Po części twórcy zawalili sprawę, po części to siła sentymentu – pomyślałem. I tyle. Są natomiast ludzie, którzy prawie rok po premierze gry dalej klikają newsy na temat aktualizacji do tejże. Gry, w którą już od dawna nie grają. I hejtują. Jadą po Blizzardzie jak nie przymierzając świeżo upieczony właściciel Lamborghini po nowo otwartej autostradzie. Bez ograniczeń prędkości. W tę i nazad. Rozumiem, że zdenerwować mogły początkowe problemy z zalogowaniem się na serwery czy zmuszanie graczy do ciągłej obecności w sieci, ale na Boga, te problemy zostały naprawione. Nawet jeśli założyć, że ogromnemu odsetkowi graczy Diablo 3 nie przypadło do gustu, w jaki sposób uzasadnić ten ciągły hejt na Blizzarda? Produkt może nawet mimo wszystkich ulepszeń dalej być dla kogoś zwyczajnie zły, lecz pisanie w kółko o jednym i tym samym… Gracze winią krytyków growych, że ich oceny są zupełnie nieobiektywne, podczas gdy sami zachowują się niczym stado nastolatek o złamanych sercach. Wystarczy spojrzeć na oceny rzędu 0/10 wystawione przez użytkowników w serwisie Metacritic. Można zrozumieć wiele, ale nawet przy założeniu, że grywalność równa się zero, sama grafika i muzyka nie pozwoliłaby normalnemu, trzeźwo myślącemu człowiekowi wystawić takiej oceny. Czepianie się o każdy drobny szczegół przy idealizacji poprzednich części i stawianie ich jako przykładu, przy jednoczesnym pisaniu na przykład, że fabuła w trzeciej części jest „idiotyczna”. Subiektywizm subiektywizmem, ale są pewne granice ignorancji lub fanatyzmu, nawet w świecie gier. Że niby poprzednia część opowiadała głęboką, wspaniałą i złożoną historię o wędrówce, miłości i nadziei? Litości. To tak, jakbym głosił, że jakiś trzeciorzędny polski pisarz fantasy tworzący historie o cycatych heroinach i parszywych smokach jest następcą Sapkowskiego. Niby mogę, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie weźmie mnie na poważnie. Jeśli Metacritic uznać za siedlisko trolli, wystarczy obejrzeć inne forum lub serwis o grach. Zawsze znajdą się tacy, którzy wyzwą osoby choćby delikatnie broniące tytułu. Obrońcy zostaną nazwani prowokatorami, a w najlepszym wypadku głuchoniemymi z klapkami na oczach i na dodatek parszywym smakiem do gier. A jak zaczną, bezczelne miernoty, bronić swojego zdania, usłyszą tylko powtarzane w kółko niczym katarynka „nie pogrążaj się”. Wydaje mi się, że w pewnym momencie bluzganie na temat trzeciej części tej popularnej serii stało się swego rodzaju modą. Wystarczy przejrzeć niektóre fora i opinie. Oczywiście nie wszędzie i nie zawsze oddzielająca się od głównego nurtu opinia zostanie zakrzyczano, jednak zdarza się to bardzo często. Tak jak pisałem – trudno znaleźć dowód na występowanie zasady podczepienia, ale jedynie wysnuwam pewien niepewny wniosek: czy rzeczywiście tak bardzo niemożliwe jest, że konkretny gracz, po usłyszeniu tysięcy negatywnych opinii na temat gry, sam nie podszedł do niej jak do jeża?

Czasem podążanie za tłumem może skończyć się wyjątkowo paskudnie...

Czasem podążanie za tłumem może skończyć się wyjątkowo paskudnie…

Przepraszam w tym miejscu wszystkich nieobeznanych w tematyce gier, ale właśnie te konkretne przypadki ostatnio przeanalizowałem i właśnie one posłużą najlepiej za jaskrawy przykład. Miłośnicy interaktywnej rozgrywki z pewnością pamiętają jaką burzę wywołała trzecia części znanego cyklu „Mass Effect”. Flejm i narzekania na branżowych serwisach nie miały końca. Wszystko zaczęło się od nieadekwatnego zakończenia serii. Nie będę się teraz wgłębiał w ten temat, czy wyrażał swojej opinii, chodzi tylko o pokazanie pewnego procesu. Napomknę tylko, że zakończenie było niedopracowane, nie odzwierciedlało naszych wcześniejszy poczynania oraz bezczelnie zerżnięto je z Deus Ex (ale o tym wie niewielu graczy, w zarzutach odnośnie zakończenia praktycznie się to nie pojawiało) – ogromna rzesza fanów przed zagraniem w produkcję wiedziała, że „zakończenie ssie”. Nie tylko duża liczba grających przyjęła tę informację jako prawdę objawioną, jeszcze przed zagraniem jęcząc, że zakończenie jest złe/miała podobne odczucia. Wyrażanie pozytywnej opinii stało się wręcz passe. Gra została mocno obrzucana krytyką z każdej możliwej strony. Zwykle w przypadku takich komentarzy, oceniano całość tylko poprzez pryzmat zakończenia. Ludziom zaczęły przeszkadzać zupełnie bezsensowne rzeczy, np. fakt, że bohater oddycha w próżni lub w atmosferze morderczej dla człowieka. Problem w tym, że w poprzednich częściach było identycznie, a nigdy nie słyszałem narzekania na ten temat – to po prostu przyjęte założenie, pewne uproszczenie. Przyjrzyjmy się chociażby tak ukochanej przez nas, grających serii „Fallout” – ta seria od początku pełna była dziesiątek nielogiczności i zupełnie oderwanych od rzeczywistości wydarzeń – poczynając od ogólnej wizji świata, na dziesiątkach drobnostek, z które twórcy musieli się gęsto tłumaczyć. Wie o tym każdy, kto zagłębił się w „Biblię Fallouta”.  Zupełnie nikomu to jednak nie przeszkadzało i nie przeszkadza w zachwycaniu się całością. Obiektywnie patrząc, większe narzekania odnośnie problemów ze spójnością świata pojawiły się dopiero przy premierze „Fallouta 3”, tak, jakby wcześniej takowych problemów nie było. Wracając do „Mass Effect”. Mam kilku znajomych, którzy grają całkiem sporo, lecz praktycznie nie śledzą for internetowych i serwisów na temat gier. Nawet nie mieli pojęcia, że zakończenie jest podobno „najsłabszym w historii”. I zgadnijcie co? Zakończenie się im podobało. Jedna osoba była zachwycona, reszta usatysfakcjonowana. Nie jest to reprezentatywna grupa, ale jednak o czymś to może świadczyć.

Można by ten temat ciągnąć dalej, podać kolejne, mniej błahe przykłady, jednak nie sądzę, by było to konieczne. Pisanie np. o polityce mogłoby się skończyć o wiele gorzej, dlatego w tym miejscu kończę. Tekst ten nie jest opracowaniem naukowym, nie staram się tu ostatecznie udowodnić, że wymienione wyżej przykłady świadczą o łatwowierności ogółu. Nie twierdzę również, że każda osoba, która narzekała na wymienione wyżej produkcje albo każda głosząca, że podążanie za modą jest oznaką dobrego smaku jest od razu bezmyślną owieczką. To tylko przemyślenia – rozważanie, czy niekiedy nie ma miejsce coś innego, niż mogłoby się wydawać, a nie odważne stawianie tez popartych twardymi dowodami. Jeśli ten tekst Was w żadnym stopniu nie przekonuje – zastanówcie się przynajmniej przy podobnych okazjach, czy przypadkiem nie daliście się ponieść fali. Bo jak pisał Waldemar Łysiak: Gdy tylu ludzi pochwala to samo, wtedy łatwo jest dojść do wniosku: jedzmy gówna, przecież miliony much nie mogą się mylić!

 

From → Felietony

3 Komentarze
  1. Adam permalink

    Wydaje mi się, że masz dużo racji mówiąc o wpływie nastawienia na odbiór gry. Chyba potrzebujemy na szybko oceniać i nastawienie czy to w pozytywnej formie, czy też zwykłe uprzedzenia. Wydaje mi się, że można by to przenieść nawet na takie aspekty jak kontakty międzyludzkie gdzie inaczej postrzeglibyśmy daną osobę jakbyśmy wcześniej nie mieli informacji o tym, że „a ona to jest taka, czy owaka”.

    • Moim zdaniem można to przenieść nie tylko na kontakty międzyludzkie, ale na niemal wszystko (serio, „musisz zobaczyć ten filmik na YouTube” nastawia mnie bardzo negatywnie, zwłaszcza kiedy mówi to osoba o kompletnie innych zainteresowaniach).
      A już do samego autora: Przykład z modą bardzo dobry, doskonale obrazuje brak samodzielnego myślenia. Kiedyś rozbawił mnie komentarz znaleziony w jednym z zakamarków internetu: „Ośmieszasz się pisząc, że ciągle bawią cię teksty o Chucku Norrisie” – parafrazując.

      • Cóż mogę dodać, macie rację. Podałem te przykłady, ale w rzeczywistości bardzo często coś takiego ma miejsce prawie we wszystkim, gdzie dochodzi do jakiejś oceny. Podejście to bardzo ważna rzecz. Fajnym przykładem jest też matematyka – przez lata edukacji wkręcałem sobie, że to jest za trudne, że nie mam ścisłego umysłu. Bo masa osób dookoła podobne uważała. Prawda jest jednak taka, że jak przed maturą z tego przedmiotu poświęciłem zaledwie kilka dni na nauce w skupieniu, wszystko zaczęło nabierać sensu. Ludzie lubią sobie upraszczać świat, jak zauważył Adam. Ogólnie o tym upraszczania pewnie jeszcze kiedyś napiszę.

        Sam zauważyłem, że gdy kogoś nie znam, a słyszę o nim np. bardzo dużo złego, to od razu inaczej do tego człowieka podchodzę w momencie kiedy osobiście poznaję takiego człowieka. Rzecz jasna staram się z tym walczyć, ale właśnie fakt, że zdaję sobie sprawę z pewnej ułomności mojego mózgu, pozwala mi nad sobą pracować. Gorzej z „resztą owiec”, które nie rozumieją za bardzo procesu, jaki może zachodzić w ich głowach.

Dodaj komentarz