Przeskocz do treści

Karcianka, która zrobi z ciebie ostatnią gnidę, czyli recenzja „Munchkin: Edycja 2012”

22 września, 2012

To niekolekcjonerska gra karciana, która oddaje urok typowej gry fabularnej bez tego całego durnego odgrywania postaci. Musisz tylko zabijać potwory i zbierać magiczne przedmioty! Szybka partyjka „Munchkina” sprawi, że bywalcy sesji RPG będą pękać ze śmiechu (to będzie idealny moment, żeby ich okraść). – głosi napis na pudełku.

Taki właśnie jest Munchkin. O sesjach RPG słyszał praktycznie każdy. Nie każdy jednak ma czas, możliwości(panie, znajdź mi dobrego mistrza gry) i ochotę wgłębiać się w poważne, długie i skomplikowane sesje. Między innymi dla takich ludzi powstała gra autorstwa Steve’a Jacksona. Munchkin to swoisty pastisz typowych systemów RPG, dziejących się w świecie fantasy. Istnieją przeróżne wersje gry, różniące się tematyką i klimatem, ale dziś zajmiemy się podstawową i najnowszą, o dumnym tytule „Munchkin – Edycja 2012”.

Założenia są bajecznie proste. Oto mamy grupkę(3-6) bohaterów(„Munchkinów”) niezajmujących się pierdołami w stylu ratowania świata, gdyż dla nich liczy się tylko jedno – zabijanie potworów, w celu zdobycia skarbów, które następnie pozwalają mordować jeszcze silniejsze potwory. Podstawą są dwie talie kart – drzwi oraz skarbów. Najpierw gracz otwiera drzwi, wykładając kartę z pierwszej talii, pokazując ją innym. Jeśli znajduje się tam potwór, musi z nim walczyć. Bitwa odbywa się poprzez porównanie poziomu gracza i oponenta, doliczając do tego wszelakie bonusy wynikające z uzbrojenia, przedmiotów i użytych kart jednorazowych(o tym wszystkim później). Nawet jednak duża różnica „punktów ataku” nie gwarantuje wygranej. Dochodzi do tego możliwość, że któryś z graczy zechce przeszkodzić walczącemu w potyczce. Z drugiej strony można też liczyć na wsparcie innych – wtedy należy dogadać się co do podziału skarbów, bo bezinteresowność w świecie tej karcianki praktycznie nie istnieje. Po walce, gracz dostaje poziom i dobiera sobie nagrodę z talii skarbów(ha, tego się nie spodziewaliście!). W przypadku, gdy podczas otwierania drzwi nie wyskoczy żaden potwór, lub ostatecznie z różnych powodów nie dojdzie do konfrontacji, gracz może znów wziąć kartę „drzwi”, teraz jednak pobiera ją do swojej kolekcji, bez potrzeby dzielenia się z innymi jej działaniem. Zamiast tego, w drugim ruchu można też zawalczyć z wybranym przez siebie potworem z ręki. Kto pierwszy osiągnie 10 poziom – wygrywa. Takie są najbardziej podstawowe zasady rozgrywki, być może wyglądają na zagmatwane, ale w rzeczywistości uczymy się ich bardzo szybko.

Do tego dochodzi szereg innych zasad. Przede wszystkim warto wymienić klasy i rasy postaci(znajdujemy je w kartach drzwi), dające graczom specyficzne bonusy(ale i w pewnych wypadkach „minusy”) oraz umiejętności, ekwipunek(hełmy, broń, zbroja i dziesiątki innych), a także klątwy, zaklęcia, karty natychmiastowego awansu na wyższy poziom, wymienione wcześniej jednorazowe karty bojowe(np. mikstury dodające siły wybranej stronie podczas bitwy,). Nie starczy miejsca i czasu, by chociaż pobieżnie je opisać. Wystarczy powiedzieć, że każda karta zagrana w odpowiednim momencie, ma szansę zupełnie zmienić sytuację. A nie wspomniałem jeszcze o trzech małych „dodatkach”, jakie znajdowały się w pudełku. Jeden dodaje nowe karty, pozwalające wzmacniać potwory, drugi nagradza graczy za pomaganie sobie w walce, natomiast trzeci – wprowadza księgę, która daje swojemu właścicielowi czary w każdej kolejce. Fajnie komplikują rozgrywkę, jednakowoż czasem mogą ją niepotrzebnie przedłużyć

 

Jedną rzecz trzeba od razu zaznaczyć – to gra w bardzo dużym stopniu losowa. Jedna, przypadkowo zdobyta pod koniec karta, potrafi przechylić szalę zwycięstwa w nasza stronę. Lecz na tym polega część uroku tej karcianki, każda kolejka przynosi coś nowego. Tak samo, każda kolejna rozgrywka potrafi zaskoczyć. Mimo wszystko za największy atut „Munchkina” uznałbym poczucie humoru i specyficzne zachowanie, jakiego uczy graczy. Zacznijmy może od humoru. Nazwy kart(wyobraźcie sobie moje przerażenie, gdy zaatakowała mnie krwiożercza „Altanka”), a także efekt ich działania oraz zabawne ilustracje, jakie się na nich znajdują, komponują się w świetny, prześmiewczy klimat.

Jednak zdecydowanie mocniej zapada w pamięć interakcje między graczami. Nawet w instrukcji, co chwilę jesteśmy zachęcani do kłócenia się o wynik, do wyzwisk i wzajemnego obrzucania błotem, przeszkadzania i tępienia się nawzajem. Świetna sprawa! Po kilku rozgrywkach miałem już przygotowany zapas bluzgów na każdego zawodnika. Dodatkowo sama mechanika niejako zachęca do bycia skur#$@%@#*, np. poprzez możliwość przeszkadzania sobie w walce. Ale to nie wszystko. Można na przykład, poprosić kogoś o pomoc w naszej walce, poczekać aż wyjdzie z połowy swoich kart, a potem wzmocnić potwora z którym walczymy i uciec, pozostawiając naszego niedawnego sojusznika na pastwę losu. Tak, w końcu coś dla mnie! Cóż, czasem człek naprawdę z ciężkim sercem robi takie akcje, lecz liczy się efekt. Im większym draniem i gnidą jesteś, tym większe masz szanse na wygraną. Czasem zdarzają się również problemy z zasadami, gdyż nie wiadomo np. która akcja ma pierwszeństwo, jak dana umiejętność działa w konkretnych okolicznościach, ponownie – instrukcja zachęca do kłócenia się o zasady, w razie czego, rację ma właściciel gry ;).

 

Szata graficzna gry jest bardzo przyjemna dla oka. O zabawnych rysunkach już wspominałem, czcionki są miłe dla oka i wyraźne. Zasady są proste, czasem nie do końca jasne, z drugiej strony – kłócenie się o zasady można uznać za część rozgrywki, o czym już wspominałem. Jest dosyć losowo, ale wymaga też umiejętności i obeznania. Całość trwa od około godziny, do dwóch, lecz zdarzają się i dłuższe posiedzenia.

Zaznaczam, że stawiam dopiero swe pierwsze kroki w świecie karcianek i gier planszowych, więc specjalista ze mnie żaden. Uważam jednak, że skoro „Munchkin” bardzo przypadł mi do gustu, powinien zainteresować i innych niedzielnych graczy. W „Munchkina” świetnie bawić się mogą wszyscy: zupełnie zielone w kwestii fantastyki osoby, maniacy RPG(trudno będzie im powstrzymać śmiech, gdy zaatakuje ich„Galaretowaty Ośmiościan”), świetnie powinien się spisać na prywatkach. Zwyczajnie warto.

*skurczybykiem

From → Inne

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz